Zacznę od metafory. Wyobraź sobie, że masz zbudować wyjątkowy most: Most Zaufania. Jesteś tym, kto dysponuje młotkiem, gwoździami, deskami, sznurkami...

W ostatnim czasie kilkukrotnie trafiłam w mediach na tytuły wskazujące na to, że terapia jest szkodliwa dla więzi rodzinnych i jest przyczyną odwracania się dzieci od rodziców.
Nie przeczę, że taki trend może mieć miejsce. Tylko mam wątpliwość, czy jego przyczyną jest terapia. Przykłady osób, które mnie otaczają i z którymi od lat pracuję wskazują na to, że powody takiego stanu rzeczy mogą kryć się zupełnie gdzie indziej: w relacjach rodzinnych i tym, jak rodzice i dorośli traktują dzieci i młodych ludzi.
Historie, które przychodzą mi do głowy nieustająco powodują - jeśli nie ciarki na plecach - to przynajmniej ogromny niesmak.
Jeszcze jako nastolatka byłam świadkiem i towarzyszką w historii, dotyczącej mojego starszego, dorosłego już kolegi. Jego ojciec, alkoholik i pensjonariusz zakładów karnych, który znęcał się nad nim psychicznie i fizycznie, a potem porzucił rodzinę i zniknął na wiele lat nie partycypując w wychowaniu i utrzymaniu dzieci, pozwał go o alimenty, a te zostały zasądzone. Nie mogliśmy w to uwierzyć. Okazało się, że wobec prawa jest się w tej sytuacji bezradnym. Chłopak ledwo wiązał koniec z końcem, borykał się z traumami z dzieciństwa i do tego utrzymywał swojego ojca. Nie miał szansy na żadną terapię, a więzi nie chciał z tym człowiekiem budować. Nienawidził go. Czy miał do tego prawo? Wszak rodzina jest najważniejsza, a rodziców trzeba czcić i szanować.
Wraca do mnie pacjentka sprzed lat, która przyszła z pytaniem: czy jest złym człowiekiem, bo poczuła radość i ulgę po śmierci ojca? Ojca, który uczynił z jej dzieciństwa piekło. Bił matkę, ją i jej siostrę. Okrutnie je dyskredytował i poniżał. Żył z pieniędzy zarabianych przez żonę i córki. Wydzielał im jedzenie, wodę i prąd. Zamykał w zimnej piwnicy. Nie pozwalał samodzielnie wychodzić z domu. Nękał ją też jako dorosłą kobietę. Pod koniec życia i po jego śmierci osoby z jej bliskiego otoczenia naciskały, aby mu wybaczyła. Presja była tak silna, że zaczęła obwiniać siebie za swój stosunek do ojca, o to że była złą córką i w rezultacie po prostu czuć złym człowiekiem. Czy była zła? Powinna przebaczyć i poprosić o przebaczenie? Może nastawić drugi policzek?
A inna dziewczyna, wychowywana przez rodziców, którzy nieustająco porównywali ją ze starszym bratem. W tym zestawieniu wypadała zawsze słabo: gorzej się uczyła, wolniej biegała, nie miała talentu do języków. Słyszała, że jest gorsza, wolniejsza, mniej zdolna. Rodzice nie ograniczali się do krytyki w cztery oczy, robili to na imprezach rodzinnych, wspólnych wyjazdach, przy znajomych i koleżankach. Komentowali negatywnie jej wygląd, wybory życiowe, pracę, przyjaciół. Słowa: Ty nigdy, niczego w życiu nie osiągniesz! Co za debilny pomysł? Nie dasz rady na tych studiach. Szkoda dla ciebie czasu. Jesteś chciwa – towarzyszą jej od lat. Nie umie się od nich uwolnić. Cały czas, od dziecka, stara się zasłużyć na aprobatę i miłość. Robi wszystko, żeby rodzice zobaczyli, że jest w czymś dobra i byli z niej dumni. Dotychczas bezskutecznie. Czuje się bezwartościowa i gorsza od innych. Kocha rodziców i walczy z nimi zarazem. Z każdego spotkania wychodzi bardziej poraniona. Nie ma siły. Co ma zrobić, żeby ich zadowolić? Czy jest jakaś rada, żeby „kupić” ich akceptację?
Mały chłopiec, dziś świetny facet i tata, nękany, bity i dyskredytowany przez kolegów w klasie. Wybitnie inteligentny. Zadbany, kochany i wychuchany w domu. Kochający rodzice i rodzeństwo. Szkoła okazała się koszmarem. Szukał sposobów na zjednanie sobie dzieci. Nie chciały skorzystać z żadnej propozycji. Biły go. Wyśmiewały. Przezywały. Obwiniały za swoje niepowodzenia. Insynuowały, że dobre oceny zdobywał nieuczciwie, że nauczyciele go wyróżniają. Rozsyłały okrutne komentarze. Nie umiał się bronić. Nikt go nie obronił. Rodzice obawiali się, że swoimi interwencjami jeszcze mu zaszkodzą i spotęgują przemoc. Nauczyciele chwalili go i współczuli. On stracił motywację do nauki i zakończył ją w trakcie liceum. Mimo spektakularnych sukcesów nie skończył szkoły. Dziś obwinia za to siebie. Mówi, że był za słaby, za mało konsekwentny i cierpliwy. Ma do siebie żal, że nie umiał się obronić. Kiedy słyszy, że to dorośli powinni dziecku stworzyć bezpieczne warunki życia i nauki, bo to ich odpowiedzialność – jest zszokowany. Potem przyznaje rację, przecież to oczywiste, że tak powinno być i właśnie to robi każdego dnia dla swojego syna. Kiedy przejeżdża koło swoich szkół robi mu się słabo i niedobrze. Nie chce spotykać nauczycieli. Nie szanuje ich. Może powinien?
Tych historii mam dziesiątki. Dlatego mam wątpliwość, czy takie dzieciaki, dziś dorośli ludzie, pod wpływem terapii odchodzą od najbliższych. Może po prostu, choćby niektórzy z nich, po raz pierwszy czują się pełnowartościowymi ludźmi, dają sobie prawo do szacunku, pozwalają sobie na asertywność i zatroszczenie się o siebie. Może nie chcą kolejny raz usłyszeć i racjonalizować tego, że są beznadziejni, niewystarczający i rozczarowujący, a tak zwyczajnie cieszyć się sobą i życiem?
Dawne fascynacje, dzisiejsze rozczarowania
Chleb z wodą i cukrem Kiedyś, dawno temu – nie pamiętam już, czy to usłyszałem, czy przeczytałem – ktoś opowiadał o...
Wybory prezydenckie
Refleksje po (nie)przespanej dobie Chcę podzielić się z Wami refleksją po wczorajszych wydarzeniach – dobie po wyborach prezydenckich. Pomijając moje własne...
Krótkie rady: Jak radzić sobie ze stresem ad hoc?
10 technik obniżających poziom stresu Technika uważności – skupienie na tu i teraz – 5-4-3-2-1: Nazwij 5 rzeczy, które widzisz Nazwij 4 rzeczy,...
Czy szczeniak może zostać naszym psychoterapeutą?
Co leży u podstaw decyzji, kiedy szukamy uwagi, akceptacji może miłości? Pytanie to przyszło mi do głowy, kiedy cudowny psiak,...
Cena zmiany
Przed trzema miesiącami straciłem pracę, którą bardzo lubiłem i ceniłem. Ludzie, z którymi pracowałem dawali mi nieustannie inspirację do robienia...







